Na drugą część mojego wyjazdu przeprowadziłam sie do Akwitanii. Średniowieczne miasteczko Sarlat miało mi trochę przypominać kochany Torun. Pierwsze wrażenie co prawda może nawet zapiera dech w piersiach (co niektórym;)) ale jego wielkość (małość?) sprawia ze szybko się nudzi. Chociaż to głównie za sprawą faktu ciaglego spotykania tych samych ludzi,bo zakątki w starych murach były ciekawe. Ludzi na prawdę miałam dość, tych przemiłych uśmieszków oh la la la la la la! jak 10 razy dziennie musiałam przejść przez place de la liberte i z każdym wymieniać słówko.
Mieszkałam w średniowiecznej kamienicy na poddaszu na samej starówce. Idealne miejsce dla ludzi uwielbiających plotki i newsy z życia miasta. W szczycie sezonu nie dało sie wytrzymać w kółko słysząc te same muzyczki spektakli artystów muzycznych nawet po przyjściu do domu. Bo ze cały dzień to jasne, w koncu pracowałam w knajpie w samym sercu tegoż placu i Edith Piaf, Akrobaci, Clown, Żongler, Magik i Band francusko-angielskiego disco-polo wszyscy oni byli na porządku dziennym.
Chciało sie czasem odetchnąć od tego, blisko bylo nad rzekę i w skały. Plus te wszystkie groty prehistoryczne (słynne Lasceaux). Całe szczęście, że miałam samochód. Problem był z zaparkowaniem ale trzeba było się wycwanić, co zwykle wychodziło mi nieźle.
Powiedziałabym ze nie zachęcam do wakacji w tym regionie w lipcu i sierpniu bo jest okrutny tłok i do byle czego czeka się w kolejce czasem kilka godzin a w knajpach nie ma wolnych miejsc (nie należy zapominać ze są one zamykane miedzy 14 a 19, najwiekszy francuski idiotyzm!). Ale z drugiej strony poza sezonem (czyli lipcem i sierpniem) dużo atrakcji po prostu nie funkcjonuje.
Francuzi wszystko robią jak jeden pies. Urlopy zawsze od soboty do soboty, kiedy jest zmiana turnusu. Wiec atrakcje regionu są raz w tygodniu i wtedy wszyscy na nie idą. W poniedziałki wszyscy rwą na kajaki, we wtorki do Lasceaux bo jest z jakąś tam atrakcja dla dzieci, w środy na targ bo akurat wtedy się wystawia, w czwartki do Zamku na nocny spektakl, w piątki na koncert w ruinach itd i potem od początku. Mozna oszaleć.
Ale widocznie przyzwyczajeni, bo nawet jak maja wybór to i tak wszyscy robią to samo.
W restauracji 80% zamowien bylo na standardowe menu decouverte. Przystawka oczywiscie (foie gras specjalnosc regionu, 25E za słoiczek wątróbki z węgierskich lub POLSKICH (sic.) kaczek, oczywiście AOC Perigord), potem danie z kaczki w sosie winnym (Monbazillac), deser (ciasto orzechowe) i oczywiście mała czarna kawa z 1 kostka cukru i papieros. No jak jeden mąż. Jeśli była kawa biała do zaserwowania to było wiadomo ze dla anglików. Ci tez mają swoje standardy. Mięso dobrze wypieczone - anglik. Krwiste - francuz.
W żadnym wypadku nie wolno zapomnieć podać chleba do obiadu. Takie niedociągnięcie zwykle powoduje zupełny już brak napiwku, jesli mamy do czynienia z francuzem (choć te są mniejsze niż w Polsce!).
Aha, tam truskawki i orzechy tez maja AOC (Apelation d'Origine Controle - swiadectwo kontrolowanego pochodzenia- jak wino), oni maja na tym punkcie fioła a to jest jeden wielki bubel! Truskawki nie mają smaku, jadłam kilogramami po przyjeździe do Polski. A orzechy, no cóż bez komentarza, degustacje nawet robią. Poza tym, co juz pisałam, że często słynne foie gras jest z polskich kaczek i gęsi (foie d'oie).
piątek, 30 października 2009
niedziela, 27 września 2009
Luty-marzec-kwiecien
Na uczelni wiele się nie działo, nadal strajki więc nadal uprawiałam podróżowanie. Pod koniec marca bodajże ruszyło się z zajęciami jak juz minister powiedział, że jeśli nie, to nie będzie zaliczony rok. Wiece były 2-3 razy w tygodniu, po kilka godzin przed głosowaniem więksi lub mniejsi oratorzy mogli sobie trochę poćwiczyć (a ze głównie byli to studenci prawa to może im się przyda). Kalendarz akademicki był wydłuzony o miesiąc w związku z tym więc trzeba było złożyć odpowiednie podania żeby dostać dofinansowanie na dodatkowy miesiąc. W sumie prosta sprawa a te 300 euro piechotą nie chodzi (chociaż można tez spojrzeć na to tak: 2 razy pociągiem do Nicei i spowrotem - dużo to bynajmniej nie jest).
Egzaminy to mi sie podobały najbardziej bo się nie musiałam do nich uczyc:) Pierwszy raz w mojej historii studiowania 100% czystej praktyki. Bo z ksiazki nie wyczytasz umiejetnosci tłumaczenia symultanicznego, nie wykujesz podzielności uwagi ani nie rozwiążesz zadań, które dadzą ci prędkość mówienia.
Egzaminy to mi sie podobały najbardziej bo się nie musiałam do nich uczyc:) Pierwszy raz w mojej historii studiowania 100% czystej praktyki. Bo z ksiazki nie wyczytasz umiejetnosci tłumaczenia symultanicznego, nie wykujesz podzielności uwagi ani nie rozwiążesz zadań, które dadzą ci prędkość mówienia.
wtorek, 16 czerwca 2009
Zmiana organizacji ruchu
Przeprganizowanie pologalo na poleceniu po samochód. Akcja zakonczonas powodzeniem. Ciag dalszy nastąpi...
piątek, 10 kwietnia 2009
Teraz szybko
Pusto. Tylko jakieś ptaki latają. Brudny materac. Gorąco w chłodzie, uszkodzony termostat. Misja niewypełniona, pot z czoła i pogoń za lodem. Poplątanie dróg, same ronda. Nie ma słońca, jest pani sprzątaczka. Zielony kikut wystaje z butelki. Bałagan i kurz. Miotła z trawnika, znaki zapytania krzyczące podnieceniem. Jest żelazko ale nie ma prasowania, złodziej siedzi cicho, byle nie wylazł. Zasłonka od prysznica. Woła już. Samolot byle nie odleciał beze mnie.
wtorek, 17 marca 2009
(g)reve national(e)
Partielle
Nie dość, że robię tu w ogóle inne studia niż w Polsce, na dodatek w dwóch obcych językach i na egzaminie wobec tego pozwalają mi mieć słownik francusko-polski to zapominam go zabrać ze sobą... Robie tłumaczenie jakiegoś europejskiego dekretu z angielskiego na żywca. Ale zdaje. Zdaje z tego samego powodu, z którego nie zabrałam słownika na egzamin - bo głowa w chmurach.... :)
24
Mummy miała urodzin
y to się urządziło polski wieczór kulinarny. A co! Były korniszony, pasztet, kiełbasa, makowiec, żubrówka, krupnik własnej roboty, barszcz z krokietem, bigos i kapusta z grzybami. Kasia wczuła
się w prawdziwą polską matronę w kuchni i wszystko było na cacy.
Towarzystwo mieszane, interkontynentalne, Bruno,
Tatiana i Tulio jako reprezentacja Ameryki połu
dniowej - Brazylia.
Adeline i Matthew jako pierwsza
drużyna miejscowych,
Sąsiad zza gór - Hiszpania i Miguel
, z kompanem zza cieśniny giblartarskiej.
i jej rod
ak Chad z zupełnie innej półkuli niż Younes, grający w dwuboju, jako konkurencja heterogeniczna starych kontynentów Francja-Maroko.
Wygląda jednak na to, że gdzieś na dnie oceanu mają wspólne korzenie...


Towarzystwo mieszane, interkontynentalne, Bruno,
Tatiana i Tulio jako reprezentacja Ameryki połu

Adeline i Matthew jako pierwsza

Sąsiad zza gór - Hiszpania i Miguel

i jej rod

Wygląda jednak na to, że gdzieś na dnie oceanu mają wspólne korzenie...
Haaaaj....
Towarzystwo erasmusowe przeraża swoją drętwością co nawet mnie bardziej dziwi, niż gdyby był to jeden wielki sex drugs and rock'n roll. Ci ludzie kompletnie nie odpowiadają żadnemu z pomysłów na ludzi ciekawych swiata, jakikolwiek miałoby to wydzwiek. Jest siedzenie w knajpie nawet bez gadki! Gapienie się w pokal małego piwa, przez 4 godziny, nie ma dyskusji, nie ma zabawy, nie ma smiechów, kawałów, flirtów, nic, nic, nic! Porażka. Wczoraj widziałam ich po miesiacu przerwy, impreza urodzinowa, blackjack. Stypa! Dla mnie byla to pogaducha po polsku z Ania. Aaale mi tego brakowało!
niedziela, 8 lutego 2009
Ośrodki Narciarskie w Pirenejach cz.1
Miałam opisać 4 miejsca ale wczoraj zamiast do La-Pierre-Saint-Martin zabrali nas znowu do Cauterets, bo autokar ponoć by nie podjechał pod górkę w St.Martin. Do Cauterets zresztą zakładaliśmy łańcuchy jak nas postawiło w poprzek na zakrecie a po prawej mielismy 30 centymetrów do przepasci. Tak serio to moze z autokarem nie ma zartów bo to w koncu jeden z najniebezpieczniejszych srpdków transportuyale co do samochodów to troche przesadzaja, raz prawie odwołali wyjazd bo spadł snieg i nie bylo samochodow z lancuchami zeby pojechac,pozwolili jechac jak kupimy lancuchy. Mniejsza o to. Małe podsumowanie 3 stacji narciarskich w Pirenejach:
1. Cauterets
2. Gourette
Tu zawsze jezdzimy w czwartki i nigdy nie mam dosyć! Są tu i baaaaaaaaardzo szerokie trasy, i bordercross, i porządnie wybierające czerwone, i malownicza, spokojna długa zielona trasa i troche niespodzianek, zróżnicowane niebieskie, slalom oraz hors-piste czyli free ride. Super klimatyczna knajpka przy kasach, następnym razem sprawdzę nazwę. Polecam do nauki,mozna spokojnie zacząć od zielonej trasy, wjazd kabiną,
potem spróbowac niebieską. Są tez dywaniki więc nie będzie to nauka na głębokiej wodzie. No chyba, że ktoś chce. To może. (Polecam;-)) Samo miasteczko jest niezbyt urokliwe, to jedyny minus, żeby czepialscy mieli coś dla siebie.
3. Luz-Ardiden
Duża stacja z bardzo dobrze przygotowanymi trasami, dobrze oznakowanymi, przepiękne widoki i duzo porządnego zimowego szaleństwa, snow park, half-pipe. Byłam tam raz, było fantastycznie i koniecznie chcę tam wrócić. Długie trasy z zakrętami, czyli to co lubię.


Z miasta wjeżdża się do stacji szybkimi kabinami do których na dole jest ogrooooomna kolejka między koło 10. Czeka się przynajmniej godzine, ogromne kolejki do kas, szczególnie w weekendy, wiadomo. W Pirenejach przydaje się mieć kartę chipowią N-Py, dzięki ktorej zawsze wchodzi się bez kolejki boczną bramką i karta jestskorelowana z kontem bankowym wlasciciela, przy przechodzeniu przez bramke, sciąga z konta odpowiednią sumę (zniżkową). Wygodne. A jeszcze wygpodniejsze jest jezdzenie z uniwerkiem. Studencki całodniowy zamiast 22, kosztuje 14 i tez jak sie ladnie usmiechniesz ze grupa ma zbiórke za 10 min na górze, to wchodzisz bez kolejki. Karnet sprawdzany jest tylko raz, na dole, potem wszystkie wyciągi są bezproblemowe i nie ma bramek. U góry juz nie czeka się w kolekjach, kazda kanapa ma boczne wjazdy dla pojedynczych jeźdzców więc idzie bardzo szybko. Problem w tym ze trasy mogą się szybko znudzić. Stacja jest polozona wysoko i
za kazdym razem jak tam bylam to na szczycie psuła się widoczność. Plan przedstawia trochę tras niebieskich, kilka czerwonych i 2 bodaj czarne. Któregos dnia jezdzilam po wszystkim, bez mapy. Nie ma wielkiem roznicy miedzy trasą niebieską a czarną. Ja bym tak na prawde wszystkie trasy wyceniła nam na czerwone. Poza tym nie ma zbytniego zróżnicowania w charakterze tras. Dolinka, wszystkie trasy prowadzą do niezbyt ciekawego Accueil, bez specjalnych fajerwerków w knajpach i bez klimatu. Polecam średnio.

2. Gourette
Tu zawsze jezdzimy w czwartki i nigdy nie mam dosyć! Są tu i baaaaaaaaardzo szerokie trasy, i bordercross, i porządnie wybierające czerwone, i malownicza, spokojna długa zielona trasa i troche niespodzianek, zróżnicowane niebieskie, slalom oraz hors-piste czyli free ride. Super klimatyczna knajpka przy kasach, następnym razem sprawdzę nazwę. Polecam do nauki,mozna spokojnie zacząć od zielonej trasy, wjazd kabiną,

3. Luz-Ardiden
Duża stacja z bardzo dobrze przygotowanymi trasami, dobrze oznakowanymi, przepiękne widoki i duzo porządnego zimowego szaleństwa, snow park, half-pipe. Byłam tam raz, było fantastycznie i koniecznie chcę tam wrócić. Długie trasy z zakrętami, czyli to co lubię.

***
We wrancji najlepiej się jezdzi koło południa, gdy wszyscy jędzą swoje sandwiche na dejeuner. Trasy są puste bo wszyscy siedzą w barach. Poza "midi" bary są praktycznie puste. Nigdy tego nie zrozumiem, wszyscy jak jeden tłumon....
środa, 4 lutego 2009
PAU







Zostaję tu na drugi semestr, przynajmniej do końca roku akademickiego więc ciąg dalszy bloga nastąpi... A teraz mała relacja wspomnieniowa z jednych z pierwszych spacerów bo bulwarze pirenejskim... i zdjęcie Kasi z wędrówki po górach... i z wieczorku guitarra espagnola urodziny Amai 17 listopada:)... i z przyjazdu Pawła z Anglii z autem zawalonym kartonami, które wwoziliśmy jedyną działającą windą jeszcze wtedy na 11 piętro, trzeba było zobaczyc miny wkurzonych chinczyków - szkoda ze nie zrobilam zdjecia!!!) a trwało to przynajmniej 2 godziny. Przyjąwszy kilkaset kilo w objętościowo niemałych kartonach mój pokój zmniejszył swoją powierzchnię kwadratowąz 8 do 3 m.... i z wieczorku guitarra espagnola urodziny Amai 17 listopada:)
Z półki a z lodówki
Jaka jest różnica między kupieniem powerada z półki sklepowej a z lodówki?
Odpowiecie pewnie, że przyjemniej wypić zimny i ot taka właśnie.
A nie, bo jest jeszcze różnica w cenie, 0,50E co aktualnie robi ponad 2,50zł.
Uśmiałam się po pachy, pan sklepowy w Casino już mnie nie lubi.
Odpowiecie pewnie, że przyjemniej wypić zimny i ot taka właśnie.
A nie, bo jest jeszcze różnica w cenie, 0,50E co aktualnie robi ponad 2,50zł.
Uśmiałam się po pachy, pan sklepowy w Casino już mnie nie lubi.
Ze skrajności w skrajnośc
Nie poznajesz?
Wieczorem w Leclercu, po całym dniu na stoku podchodzi do mnie od tyłu czarny wylansowany koles. Nie poznajesz mnie? Minęłaś mnie bez reakcji. "Ah cześć! Oczywiście ze cie poznaje!" [a wcale nie, tylko czułam, że kurna lepiej by było żebym poznawała tym razem. Liczyłam ze mnie olśni, ze się domyslę z tego, o czym będzie do mnie mówił, i skojarzę fakty. Istotnie, udało się, na szczęście i mam nadzieję, że nie wyszło aż tak źle. To był ten Kongijczyk od stopa do Biarritz i od narzeczonej, którą spotkałam w wesołym miasteczku]. Pau jest za małe. Ale jest blisko na narty! :)
Nagły Intensywny Chaos - Ewakuacja Agaty
Tyle posiedziałam na święta w Polsce, że guzik mnie widzieli. Ja ich nie więcej. Zgodnie z impulsem kupiłam kuszetkę do Berlina na 31 grudnia a stamtąd samolot do Nicei na sylwestra. Padało, wszyscy narzekali, że zimno, a mi było tak ciepło haha! Jak ktoś lu
bi dużo fajerwerków, to lepiej zostać w Polsce, nawet na wsi:) A jak ktoś lubi pójść na spacer promenadą anglików 1 stycznia z samego rana po wschodzie i byc pierwszą osobą w 2009 pijącą pyszne cappuccino (mają! prawdziwe! bo to w końcu dawna Italia) na samej plaży w Nicei, to może już t
ylko mi pozazdrościć albo zrobić to w 2010:)
Zapraszamy do szafy, która zawiezie na 2,3,4 lub 6 piętro:) - W budynku w krórym mieszkałam w Nicei:)
Ale żeby stamtąd wrócić do mojego zapyziałego Pau (co po portugalsku znaczy kutas, więc Brazylijczycy mówią znajomym, że pojechali po prostu w Pireneje do Francji) przesiadając się dwukrotnie na inne pociągi i w jednym siedząc na podłodze z braku miejsc, płacisz tyle co za 4 ryanary. Poruta, 86E za bilet powrotny do Pau, 11h drogi. Bojkotuję pociągi we Francji!!! Kupie sobie samochód i już!


Zapraszamy do szafy, która zawiezie na 2,3,4 lub 6 piętro:) - W budynku w krórym mieszkałam w Nicei:)
Ale żeby stamtąd wrócić do mojego zapyziałego Pau (co po portugalsku znaczy kutas, więc Brazylijczycy mówią znajomym, że pojechali po prostu w Pireneje do Francji) przesiadając się dwukrotnie na inne pociągi i w jednym siedząc na podłodze z braku miejsc, płacisz tyle co za 4 ryanary. Poruta, 86E za bilet powrotny do Pau, 11h drogi. Bojkotuję pociągi we Francji!!! Kupie sobie samochód i już!
wtorek, 3 lutego 2009
Barcelona przed gwiazdką

Święta miałam spędzić we Francji, może z kimś kto mnie przygarnie, może sama. Szybko jednak zauważyłam, że tu raczej nie ma takiej tradycji, że na święta nie zostawia się ludzi samych.
Listopad nie był najszczęśliwszym miesiącem.. Do czego już się przyzwyczailiśmy na naszej półkuli myślę.. Pogoda się zepsuła, padało 2 razy w ciągu tygodnia. Raz przez 4 dni, raz przez 3.
Do tego miałam serdecznie dość wszelkiej maści samców napotykanych tu i tam. Był to tez miesiąc przemyśleń, miałam w głowie mały wulkan.
I zaczęłam kombinować. Loty drogie ale rozwiązanie się znaleźć musi. Znalazłam lot bezpośredni Easy Jetem z Barcelony do Poznania. Kupiłam. Jak się dostanę do Barcy? Przecież są jacyś Hiszpanie na Erasmusie to na pewno któryś ma samochód i będzie jechał do domu na święta i mnie zabierze. No i istotnie, było paru Hiszpanów, ale to to, to tamto....
W rezultacie pojechałam z Jeorge, który mieszka w Madrycie i wysadził mnie w połowie drogi (w Zaragozie) o 22:00 i stamtąd miałam dojechać nocnym pociągiem, być o 8:30 w Barcelonie czyli cacy. Ale mój pociąg odwołali. Wykombinowałam więc ichniego "pekaesa" ale z lądowaniem o 4 w nocy w Barcy. Na dworcu w poczekalni nie można było zamykać oczu bo przychodzili z rózgą. Kimanie zabronione. Bez jaj. Więc nici z drzemki, całe szczęście, myślałam sobie, że




Swoją drogą hostel rewelacyjny. 10 Euro za noc, darmowe wi-fi, 2 kompy, kuchnia do dyspozycji, lazienki w porzo, woda gorąca, atmosfera przyjemna, 2 kroki od centrum (niecałe 10min do Placa Catalunia) - Sant Jordi Hostel, Arago 268 i 20 min pieszo do dworca autobusowego (estacione nord) skąd odjezdzaja au

Złaziłam Barce pieszo, bylo cieplutko, miałam tam kilka dni, od 20 do 24 grudnia.
Idąc Ramblą któregoś dnia, sama, nagle wyrasta przede mną facet koło 40 z pytaniem czy jestem polką, bo jemu tak sie wydaje, bo był w Polsce wiere razy i jest zauroczony. Zdziwiona "taak" kontroluję torebkę (standard;-)), chciał postawic mi pare (sic!) kaw i zabrac do Muzeum Picassa, khem.. a

Zostawiłam gościa i poszłam do magika. Zabrał mi płaszcz i robił na nim jakies czary-mary. Włócząc się tak po Barcelonie, spotkałam dotrzymującego mi kroku agenta, również słóżb specjalnych, najwidoczniej dostalismy wzajemną misję;-) Ot tak świat jest mały, i ludzie czasem się mijają na ulicy... różnych krajów. Mus


sobota, 31 stycznia 2009
CAF
We Francji oczywiscie socjalnie, dofinansowanie do mieszkania, wcale niemało! ok 30% ALE niektórzy w ogóle wniosków nie zkładali bo im się nie chciało babrac z tym wszystkim. U mnie procedura nadal trwa... Bo najpierw dowiadujesz sie ze potrzeba 3 dokumentów,skłądasz, wypełniasz wniosek. Potem przysylaja ci list ze potrzeba jeszcze 4 i 5 dokumentu. Zanosisz. Czekasz. Dostajesz list ze jeszcze chcą 6ty. I dwa dni pozniej jeszcze jeden list bo im sie przypomniało, że jeszcze 7 dokument. Po 2 miesiacach sie przeprowadzałam więc ponownie wszystko wypełniałam. Ale juz dokumenty moje mają wiec na rozum rzecz biorąc po kiego czorta wszystko dawac jeszcze raz. Albo inaczej, czemu jednych nie trzeba juz dawac, a inne trzeba dawac jeszcze raz? nie pojmiesz...
A potem moje dofinansowanie zostało zatrzymane bo nie bylo poswiadczenia posiadania odpowiedniej ilosci srodków na utrzymanie się. A dałam 2 takie zaswiadczenia, że dostaje stypendium erasmusa tyle i tyle. Ale nie. Bo to chodzilo o napisanie ręcznie zdania "ja, taka i taka, poswiadczam, ze mam odpowiednią ilosc srodków finansowych. Podpis, data.". i o to było tyle zachodu. Moze w takim wypadku przestaje dziwic ze oni muszą robic przerwe w poludnie od pracy bo kto by to wytrzymał...
A potem moje dofinansowanie zostało zatrzymane bo nie bylo poswiadczenia posiadania odpowiedniej ilosci srodków na utrzymanie się. A dałam 2 takie zaswiadczenia, że dostaje stypendium erasmusa tyle i tyle. Ale nie. Bo to chodzilo o napisanie ręcznie zdania "ja, taka i taka, poswiadczam, ze mam odpowiednią ilosc srodków finansowych. Podpis, data.". i o to było tyle zachodu. Moze w takim wypadku przestaje dziwic ze oni muszą robic przerwe w poludnie od pracy bo kto by to wytrzymał...
wtorek, 27 stycznia 2009
AC/DC
Działają palniki w kuchni, kupili 4 nowe na 6. Nie ma dobrze. Nikt nigdy nie wie, który włącznik jest do czego, w którą stronę przekręcać na wyższą moc i co ile minut trzeba naciskać na guzik prądu. Ze względów bezpieczeństwa co jakiś bliżej nieokreślony czas w czasie gotowania wszystko się wyłącza, tak oto spieprzył mi się makaron...
Gotuję. Bo taniej. Bo nie powiem ze jest to coś superfajnego w takich warunkach, ze wszystko trzeba wynosic do kuchni, a potem czasem wracac z tobołemi umierac z głodu bo chinczyki bawią się w gotowanie. Jak tak jest to jest ich tam przynajmniej z 6-7 na raz i od razu cos do ciebie krzyczą i tłumaczą ale to nigdy nie ma nóg ani rąk. Ostatnio wchodzę, stoje z tymi garami, pelno dziwnych przyrządów w kuchni,palniki i zlew zajęte. I 3 skosne na raz zaczynaja mi tlumaczyc cos o innej kuchni w ktorej cos trzeba nacisnąc i jest otwarte okno...
W stołówkach akademickich jedzenie to ściema jakaś, obojętnie co jesz, ma taki sam smak. Albo raczej ma taki sam niesmak. Ryba, kurczak, wołowina, indyk... Ale kosztuje 2.85E. Ale laVague jest centrum spotkań erasmusów.
Gotuję. Bo taniej. Bo nie powiem ze jest to coś superfajnego w takich warunkach, ze wszystko trzeba wynosic do kuchni, a potem czasem wracac z tobołemi umierac z głodu bo chinczyki bawią się w gotowanie. Jak tak jest to jest ich tam przynajmniej z 6-7 na raz i od razu cos do ciebie krzyczą i tłumaczą ale to nigdy nie ma nóg ani rąk. Ostatnio wchodzę, stoje z tymi garami, pelno dziwnych przyrządów w kuchni,palniki i zlew zajęte. I 3 skosne na raz zaczynaja mi tlumaczyc cos o innej kuchni w ktorej cos trzeba nacisnąc i jest otwarte okno...
W stołówkach akademickich jedzenie to ściema jakaś, obojętnie co jesz, ma taki sam smak. Albo raczej ma taki sam niesmak. Ryba, kurczak, wołowina, indyk... Ale kosztuje 2.85E. Ale laVague jest centrum spotkań erasmusów.
poniedziałek, 26 stycznia 2009
Rzucam tę robotę
Pierwsze narty na horyzoncie, sms od K., jest śnieg, są warunki, uniwerek organizuje pierwszy wypad do Cauterets. No to jedziemy! Nie wstanę o 6 skoro jak kończę prace o 2 w nocy, wiec ktoś musi odejść. Podziękowałam ładnie w knajpie i dobrze, bo marne 6 euro za godzinę na rękę, przy czym za ok 4h w tygodniu nadgodzin robić za darmo i ze szmatą i wybielaczem to ja wole 100 razy moje kochane korki w Polsce, przynajmniej dają mi satysfakcje i przydają się. I nie zaliczam tylu wpadek ... jak zrzucenie tortu 2 razy na tego samego gościa, wylania sosu z talerza na podłogę przed podaniem dania na stół itd...
Podsumowując zwyczaje jedzeniowe francuzów:
- goscie nie siadają gdzie popadnie tylko czeka sięna zaproszenie do konkretnego stolika
- woda i chleb są podawane zawsze bezpłatnie. Bez chleba się do obiadu nie obędą.
- ok 65% zamawia aperitif
- większośc obiadów wielo-daniowa, nawet 3-4 plus deser, na który często biorą tależ serów
- w menu są zawsze "formuły za ileśtam" i masz do wyboru z 3 dan i w pakiecie to i tamto ale juz nie to. i cieszą się dużym powodzeniem.
- kawę zawsze piją PO deserze a nie do. Espresso z cukrem. 2 razy miałam zamówienie na noisette (orzeszek) czyli espresso z kroplą zimnego mleka.
- 85% zamawia wino do posiłku, ale mało kto przywiązuje wagę do tego jakie. Zdarzały się dziwne mariaże, różowy "pichet" czyli sikacz z kija do czerwonego mięsa z grilla albo do tegoż samego, słodkie jurancon.
- 80% zamawia mięso krwiste. Są 4 kategorie krwistosci: bleu (prawie surowe!), saignant, a point, bien cuit. Trzeba brac pod uwage ze zawsze trzymają je na ruszcie krócej:)
- Siedzą godzinami, to prawda
- Młode parki nie dają napiwków
- W ogóle dają mało i małe napiwki.
- Często płacą czekiem i tymi dziwnymi bilecikami promocyjnymi "ticket restaurant" albo tym i tym na raz, połapac sie nie mozna bo jeszcze każdy płąci czesto za siebie.
- miejsce na uwagi, które przypomną mi się później
Podsumowując zwyczaje jedzeniowe francuzów:
- goscie nie siadają gdzie popadnie tylko czeka sięna zaproszenie do konkretnego stolika
- woda i chleb są podawane zawsze bezpłatnie. Bez chleba się do obiadu nie obędą.
- ok 65% zamawia aperitif
- większośc obiadów wielo-daniowa, nawet 3-4 plus deser, na który często biorą tależ serów
- w menu są zawsze "formuły za ileśtam" i masz do wyboru z 3 dan i w pakiecie to i tamto ale juz nie to. i cieszą się dużym powodzeniem.
- kawę zawsze piją PO deserze a nie do. Espresso z cukrem. 2 razy miałam zamówienie na noisette (orzeszek) czyli espresso z kroplą zimnego mleka.
- 85% zamawia wino do posiłku, ale mało kto przywiązuje wagę do tego jakie. Zdarzały się dziwne mariaże, różowy "pichet" czyli sikacz z kija do czerwonego mięsa z grilla albo do tegoż samego, słodkie jurancon.
- 80% zamawia mięso krwiste. Są 4 kategorie krwistosci: bleu (prawie surowe!), saignant, a point, bien cuit. Trzeba brac pod uwage ze zawsze trzymają je na ruszcie krócej:)
- Siedzą godzinami, to prawda
- Młode parki nie dają napiwków
- W ogóle dają mało i małe napiwki.
- Często płacą czekiem i tymi dziwnymi bilecikami promocyjnymi "ticket restaurant" albo tym i tym na raz, połapac sie nie mozna bo jeszcze każdy płąci czesto za siebie.
- miejsce na uwagi, które przypomną mi się później
wtorek, 2 grudnia 2008
Cuisine
Wszystko ładnie pięknie tylko w mojej kuchni nie działają kuchenki. W pokoju mojej przenośnej tez nie mogę używać bo gdy ją włączam wysiadają korki. A jak we Francji coś się zepsuje to zostawiają status quo, zamiast naprawić, tak jak winda w Corisandzie. Wiec jak zwykle cos, jakis szkopuł musi byc. Przełączyłam się do innego gniazdka i działa mniejszy palnik. Kupilam sobie woka, tworze hybrydy kuchni polsko-francusko-agatkowej. Trochę podpatrzyłam pracując w restauracji, moim celem jest zrobienie dobrego creme brulee. Potrzebny mi mikser. Dzis byly kotlety z pełnego ziarna z emmentalem na marchewce w ziolach prowansalskich z gałką muszkatułową i mojej nowej oliwie a do tego Col de l'Estrade Saint-Chinian-Roquebrun 2006 (40% syrah, 30% grenache, 20% murvedre, 10% carignan). Wino jest prawie czarne, nie mogę się opanowac mimo, że jest trochę za zimne. Ziołowe, orzechowe, taniczne, trzeba było dodac oliwki do mojego obiadku to pasowałoby jeszcze lepiej.
piątek, 28 listopada 2008
Przeprowadzka
Nie mogłam tego pozostawić bez komentarza.
Dziś pierwsza noc w nowym lokum!!!
Tak się doczekać nie mogłam, ze mimo ze jutro mogę mieć 2 samochody żeby wszystko przewieźć to dziś robiłam rundy rowerem w te i powrotem. Oczywiście przywiozłam sobie gazetę i książkę. Do nowej łazienki :)
Dziś pierwsza noc w nowym lokum!!!
Tak się doczekać nie mogłam, ze mimo ze jutro mogę mieć 2 samochody żeby wszystko przewieźć to dziś robiłam rundy rowerem w te i powrotem. Oczywiście przywiozłam sobie gazetę i książkę. Do nowej łazienki :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)