piątek, 10 października 2008

Zitumbuwa

Ostatnio się szwędam po salonach:) Proszone obiadki i darmowe lunche:) Byłam wczoraj w knajpie afrykańskiej, okazało się, że mąż matrony jest Polakiem więc nie obeszło się bez niecierpiących odmowy aperitiwów i diżestiwów. Nie powiedzieli mi co to było ale smakowało jak marcepanowa wódka z migdałów. Rewelacja. Najlepsze były kielonki, gruba porcelana z dziurą wewnątrz patrząc od góry, na dnie goła baba, którą ... wypijasz. W pustym kieliszku jej nie ma:) Nie zwinęłam go tylko dlatego, że matrona byla zbyt miła i za bardzo chcę tam wrocic bo i jedzenie bylo swietne;-) Zamiast ziemniaków smażone banany. Specjalne jakies oczywiscie. Chyba nazywa się to Zitumbuwa. Krewetki z ananasem w zupełnie nowych przyprawach i wino z palmy. Biale jak woda z wapnem. Ale smakowało super.

Brak komentarzy: