We Francji oczywiscie socjalnie, dofinansowanie do mieszkania, wcale niemało! ok 30% ALE niektórzy w ogóle wniosków nie zkładali bo im się nie chciało babrac z tym wszystkim. U mnie procedura nadal trwa... Bo najpierw dowiadujesz sie ze potrzeba 3 dokumentów,skłądasz, wypełniasz wniosek. Potem przysylaja ci list ze potrzeba jeszcze 4 i 5 dokumentu. Zanosisz. Czekasz. Dostajesz list ze jeszcze chcą 6ty. I dwa dni pozniej jeszcze jeden list bo im sie przypomniało, że jeszcze 7 dokument. Po 2 miesiacach sie przeprowadzałam więc ponownie wszystko wypełniałam. Ale juz dokumenty moje mają wiec na rozum rzecz biorąc po kiego czorta wszystko dawac jeszcze raz. Albo inaczej, czemu jednych nie trzeba juz dawac, a inne trzeba dawac jeszcze raz? nie pojmiesz...
A potem moje dofinansowanie zostało zatrzymane bo nie bylo poswiadczenia posiadania odpowiedniej ilosci srodków na utrzymanie się. A dałam 2 takie zaswiadczenia, że dostaje stypendium erasmusa tyle i tyle. Ale nie. Bo to chodzilo o napisanie ręcznie zdania "ja, taka i taka, poswiadczam, ze mam odpowiednią ilosc srodków finansowych. Podpis, data.". i o to było tyle zachodu. Moze w takim wypadku przestaje dziwic ze oni muszą robic przerwe w poludnie od pracy bo kto by to wytrzymał...
sobota, 31 stycznia 2009
wtorek, 27 stycznia 2009
AC/DC
Działają palniki w kuchni, kupili 4 nowe na 6. Nie ma dobrze. Nikt nigdy nie wie, który włącznik jest do czego, w którą stronę przekręcać na wyższą moc i co ile minut trzeba naciskać na guzik prądu. Ze względów bezpieczeństwa co jakiś bliżej nieokreślony czas w czasie gotowania wszystko się wyłącza, tak oto spieprzył mi się makaron...
Gotuję. Bo taniej. Bo nie powiem ze jest to coś superfajnego w takich warunkach, ze wszystko trzeba wynosic do kuchni, a potem czasem wracac z tobołemi umierac z głodu bo chinczyki bawią się w gotowanie. Jak tak jest to jest ich tam przynajmniej z 6-7 na raz i od razu cos do ciebie krzyczą i tłumaczą ale to nigdy nie ma nóg ani rąk. Ostatnio wchodzę, stoje z tymi garami, pelno dziwnych przyrządów w kuchni,palniki i zlew zajęte. I 3 skosne na raz zaczynaja mi tlumaczyc cos o innej kuchni w ktorej cos trzeba nacisnąc i jest otwarte okno...
W stołówkach akademickich jedzenie to ściema jakaś, obojętnie co jesz, ma taki sam smak. Albo raczej ma taki sam niesmak. Ryba, kurczak, wołowina, indyk... Ale kosztuje 2.85E. Ale laVague jest centrum spotkań erasmusów.
Gotuję. Bo taniej. Bo nie powiem ze jest to coś superfajnego w takich warunkach, ze wszystko trzeba wynosic do kuchni, a potem czasem wracac z tobołemi umierac z głodu bo chinczyki bawią się w gotowanie. Jak tak jest to jest ich tam przynajmniej z 6-7 na raz i od razu cos do ciebie krzyczą i tłumaczą ale to nigdy nie ma nóg ani rąk. Ostatnio wchodzę, stoje z tymi garami, pelno dziwnych przyrządów w kuchni,palniki i zlew zajęte. I 3 skosne na raz zaczynaja mi tlumaczyc cos o innej kuchni w ktorej cos trzeba nacisnąc i jest otwarte okno...
W stołówkach akademickich jedzenie to ściema jakaś, obojętnie co jesz, ma taki sam smak. Albo raczej ma taki sam niesmak. Ryba, kurczak, wołowina, indyk... Ale kosztuje 2.85E. Ale laVague jest centrum spotkań erasmusów.
poniedziałek, 26 stycznia 2009
Rzucam tę robotę
Pierwsze narty na horyzoncie, sms od K., jest śnieg, są warunki, uniwerek organizuje pierwszy wypad do Cauterets. No to jedziemy! Nie wstanę o 6 skoro jak kończę prace o 2 w nocy, wiec ktoś musi odejść. Podziękowałam ładnie w knajpie i dobrze, bo marne 6 euro za godzinę na rękę, przy czym za ok 4h w tygodniu nadgodzin robić za darmo i ze szmatą i wybielaczem to ja wole 100 razy moje kochane korki w Polsce, przynajmniej dają mi satysfakcje i przydają się. I nie zaliczam tylu wpadek ... jak zrzucenie tortu 2 razy na tego samego gościa, wylania sosu z talerza na podłogę przed podaniem dania na stół itd...
Podsumowując zwyczaje jedzeniowe francuzów:
- goscie nie siadają gdzie popadnie tylko czeka sięna zaproszenie do konkretnego stolika
- woda i chleb są podawane zawsze bezpłatnie. Bez chleba się do obiadu nie obędą.
- ok 65% zamawia aperitif
- większośc obiadów wielo-daniowa, nawet 3-4 plus deser, na który często biorą tależ serów
- w menu są zawsze "formuły za ileśtam" i masz do wyboru z 3 dan i w pakiecie to i tamto ale juz nie to. i cieszą się dużym powodzeniem.
- kawę zawsze piją PO deserze a nie do. Espresso z cukrem. 2 razy miałam zamówienie na noisette (orzeszek) czyli espresso z kroplą zimnego mleka.
- 85% zamawia wino do posiłku, ale mało kto przywiązuje wagę do tego jakie. Zdarzały się dziwne mariaże, różowy "pichet" czyli sikacz z kija do czerwonego mięsa z grilla albo do tegoż samego, słodkie jurancon.
- 80% zamawia mięso krwiste. Są 4 kategorie krwistosci: bleu (prawie surowe!), saignant, a point, bien cuit. Trzeba brac pod uwage ze zawsze trzymają je na ruszcie krócej:)
- Siedzą godzinami, to prawda
- Młode parki nie dają napiwków
- W ogóle dają mało i małe napiwki.
- Często płacą czekiem i tymi dziwnymi bilecikami promocyjnymi "ticket restaurant" albo tym i tym na raz, połapac sie nie mozna bo jeszcze każdy płąci czesto za siebie.
- miejsce na uwagi, które przypomną mi się później
Podsumowując zwyczaje jedzeniowe francuzów:
- goscie nie siadają gdzie popadnie tylko czeka sięna zaproszenie do konkretnego stolika
- woda i chleb są podawane zawsze bezpłatnie. Bez chleba się do obiadu nie obędą.
- ok 65% zamawia aperitif
- większośc obiadów wielo-daniowa, nawet 3-4 plus deser, na który często biorą tależ serów
- w menu są zawsze "formuły za ileśtam" i masz do wyboru z 3 dan i w pakiecie to i tamto ale juz nie to. i cieszą się dużym powodzeniem.
- kawę zawsze piją PO deserze a nie do. Espresso z cukrem. 2 razy miałam zamówienie na noisette (orzeszek) czyli espresso z kroplą zimnego mleka.
- 85% zamawia wino do posiłku, ale mało kto przywiązuje wagę do tego jakie. Zdarzały się dziwne mariaże, różowy "pichet" czyli sikacz z kija do czerwonego mięsa z grilla albo do tegoż samego, słodkie jurancon.
- 80% zamawia mięso krwiste. Są 4 kategorie krwistosci: bleu (prawie surowe!), saignant, a point, bien cuit. Trzeba brac pod uwage ze zawsze trzymają je na ruszcie krócej:)
- Siedzą godzinami, to prawda
- Młode parki nie dają napiwków
- W ogóle dają mało i małe napiwki.
- Często płacą czekiem i tymi dziwnymi bilecikami promocyjnymi "ticket restaurant" albo tym i tym na raz, połapac sie nie mozna bo jeszcze każdy płąci czesto za siebie.
- miejsce na uwagi, które przypomną mi się później
Subskrybuj:
Posty (Atom)